„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Krysia Kierebinski, licencja CC-BY-NC-ND https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/
(fragment)
PROKURATURA W BIAŁYMSTOKU umorzyła postępowanie wobec maszerujących ONR-owców (krzyczeli: „A na drzewach, zamiast liści, wisieć będą syjoniści!”) i wobec młodego księdza, który do zebranych mówił o „żydowskim motłochu”. Prokuratura nie dopatrzyła się w tym zachowaniu przestępstwa. Jest pomysł, by uprzedzić tych sięgających po wzory z Hitlerjugend, że kiedy Polska znormalnieje, będą musieli przejść przez proces denazyfikacyjny. Podobno pomysł na Facebooku chwycił, jest mnóstwo dopisów. Taki proces powinien czekać także dygnitarzy, którzy rodzimych hitlerowców wspierają, uniewinniają, chronią. Chyba powinienem zacytować artykuł Adama Leszczyńskiego (w „Wyborczej”, 27.09): Światopogląd prezesa IPN. Ten pan, Jarosław Szarek, który objąwszy prezesurę, od razu usunął z IPN historyków, którzy opublikowali dokumenty dotyczące zbrodni w Jedwabnem, wydał z żoną książkę Elementarz małego Polaka. Leszczyński cytuje: Mimo że byliśmy jednym z największych i najsilniejszych państw w Europie, nigdy nie pragnęliśmy panować nad innymi narodami… Pan Szarek, dla dobra „małego Polaka”, fałszuje historię – bo chyba ją przecież zna. Może nawet czytał Ogniem i mieczem. (Nie ręczę). Leszczyński zauważa: „Z całej tej książeczki nie sposób się dowiedzieć, że w tym ogromnym kraju mieszkał ktoś, kto nie był Polakiem i katolikiem. Nie ma o tym ani słowa. Jeśli zaś chodzi o polskie ambicje panowania nad innymi narodami, to wielu Litwinów, Białorusinów i Ukraińców mogłoby mieć w tej sprawie inne zdanie niż prezes IPN”.
Coś w tym stylu usiłowali narzucić dzieciom partyzanci Moczara. Ale się nie udało. Bo była pewna znacząca różnica w rzeczywistości. Wprawdzie Polacy też mieli obowiązkowo być bohaterskim narodem, ale ze Związkiem Radzieckim na czele. I był jeszcze dom, rodzice i dziadkowie, którzy tej partyzanckiej religii nie podzielali. Przedstawiali w zaciszu domowym inną prawdę. I dzieci wiedziały, że z tą inną prawdą, domową, nie należy się w szkole „wychylać”. Teraz tego nie będzie. Nikt nic nie sprostuje. Bo po co? Jak uczą, że nasi najlepsi, najszlachetniejsi, najwięcej cierpieliśmy, zawsze niewinni, a tamci (wiadomo kto) szkalują nas – to można to przyjąć, nie mędrkować, dobra nasza. Być może wrócę jeszcze do tego, jaką historię szykuje polskim dzieciom pan prezes.
Najnowsze komentarze